Ciąg dalszy cyklu z zeszłego tygodnia.
Rozsądne: nie wkładają wszystkich jaj do jednego koszyka. Kto zarobi na swojej twórczości wystarczająco dużo, by mieć moce finansowe i przerobowe, bierze na pokład swojej łajby nowych graczy i zarabia także NA NICH. Dzieje się tak, dopóki podopieczni sami nie urosną w siłę i nie odejdą ;)
Mało tego. Oprócz muzyki labele hiphopowe sprzedają kolekcje ubrań i gadżetów, organizują festiwale, booking koncertów, budują studia nagraniowe by zmniejszyć koszty nagrywania i na wynajem dla innych artystów, itp. itd. Dywersyfikują swoją działalność tak bardzo, tak tylko się da.
W sposób oczywisty można przełożyć to na realia książkowe. Dywersyfikacja to podstawa, od ciebie tylko zależy, w którą stronę pójdziesz.
Rzecz zdecydowanie najważniejsza: dywersyfikacja powinna dotyczyć gatunków literackich, które uprawiasz. Kłania się tu „teoria popcornowa” Kevina J. Andersona. Według niego, pisanie jest jak smażenie popcornu na patelni: nigdy nie wiesz, które ziarno wystrzeli w którą stronę. Dlatego nie pisz tylko fantasy czy tylko kryminałów. Sukces z reguły przychodzi niespodziewanie i dotyczy książek, na które w życiu byś nie postawił. I nie martw się, wydawcy są w tym temacie tak samo głupi jak ty: sukces podopiecznych też ich zaskakuje ;) Ale oni z góry zakładają, że nic nie wiedzą, więc dywersyfikują na wszelki wypadek.
Pisząc kilka książek rocznie w wielu gatunkach literackich będziesz działał tak, jakbyś miał kilku pisarzy w swoim katalogu i wydawał po jednej ich książce rocznie. Zupełnie jak tradycyjne wydawnictwa. Jeżeli zaś masz rezerwy kapitałowe i podoba ci się sam proces wydawniczy, możesz spróbować wziąć kogoś pod swoje skrzydła. Wydawać innych pisarzy.
Inny sposób na dywersyfikację: nie tworzysz przecież tylko książek. Tworzysz światy i bohaterów, którzy coś sobą reprezentują. Co stoi na przeszkodzie, by wejść we współpracę z grafikiem i szwalnią i rozkręcić sprzedaż tekstyliów związanych z twoimi książkami? Fabryka Słów robi to z powodzeniem. Nie wymawiaj się brakiem kasy, nikt ci nie każe otwierać butiku. Każdy label hiphopowy zaczynał od limitowanej kolekcji t-shirtów, bluz czy durnego kubka :)
Żeby nie było: nie sugeruję, że zamiast pisać masz zacząć opychać t-shirty. Po prostu miej świadomość, że działalność dodatkowa może pomóc ci przetrwać ciężkie czasy, poza tym wszystkie typy działalności powinny być wobec siebie komplementarne. Raperzy przywiązują do tego wagę od samego początku działalności, czyli od czasów „kanapowych”. Nie wpierdzielają się w kredyty (przynajmniej ci mądrzy), tylko dywersyfikują na miarę swoich możliwości.
Pierwszy przykład z brzegu. „Alkopoligamia. Ubrania. Nagrania. Styl”. Label Mesa wydaje sporo „intelektualnego” rapu, za czym idzie właściwy branding i rodzaj dodawanych do oferty tekstyliów. Projektują nieco dandysowe ubrania, skrojone pod słuchaczy, których Mes chciałby mieć: czyli przycięta u balwierza broda, koszule i marynarki zamiast łysej pały i dresów z paskami. Koleś wie, do kogo mówi i ustawia się ze swoją ofertą frontem DO NICH.
Jak można to przełożyć na działalność indie publishera?
Przede wszystkim: książkę piszesz DLA SIEBIE i masz w dupie czytelników. Natomiast kiedy książkę skończysz, musisz się jej przyjrzeć dokładnie, by stwierdzić, choćby, jaki to gatunek literacki. Uwierzcie, ustalenie gatunku jest trudniejsze niż się wydaje, podobnie jak grupy wiekowej, do której książka powinna być skierowana. Wiele indie-porażek wynika z nieświadomości albo intuicyjnego podejścia do kwestii ustalenia tożsamości książki. W efekcie książka ląduje na niewłaściwej półce (czy w złej kategorii w serwisach aukcyjnych i księgarniach internetowych) i nawet przy dobrych chęciach nikt jej nie znajdzie.
Świadomość gatunku i publiczności powinna przełożyć się na wygląd i branding okładki. Musisz być świadomy najnowszych trendów w danym gatunku, aby osoba, która spojrzy na twoją książkę od razu wiedziała, z czym ma do czynienia.
Świadomość marki przekłada się na świadomość tego, jaka powinna być publiczność twojego dzieła. Masz zbyt małe zasoby czasowe i gotówkowe, by starać się przekonać wszystkich, więc koncentruj wysiłki promocyjne na konkretnej grupie.
Poza tym, wszystkie twoje książki mają jedną wspólną cechę: autora. Zaczynając publikować, ty też stajesz się marką, czy tego chcesz, czy nie.
Przypuszczam, że każde powyższe zdanie stało się tematem przynajmniej kilku książek o tematyce biznesowej. Ja jestem tylko biednym blogerem, który chciałby dopiero coś osiągnąć i przelewa swój potok myśli na ekran. Zakładam, drogi czytelniku, że potrafisz myśleć krytycznie, nie traktujesz moich wpisów jako prawd objawionych i weryfikujesz wszystkie informacje u wielu źródeł.
Leszek Bigos ztj. Wkurzony Pisarz
Grafika: www.rappingmanual.com