Jak powstał „Salon gier”?

29 grudnia 2023

Pewnego dnia potrzeba serca spotkała się z potrzebą biznesową…

„Salon gier” to pod wieloma względami nietypowy dla mnie projekt. Po pierwsze: mikropowieść. Coś pomiędzy. Po drugie: jak na Wkurzonego Pisarza, „wkurzenia” tam jak na lekarstwo. Zdecydowanie najbardziej lajtowa rzecz, jaką napisałem. Po trzecie: ma format… digipacka CD i był to zabieg celowy, ale o tym później.

Potrzeba serca

Kiedy w styczniu 2023 roku wyszła płyta „8-Bit Rap” powinienem czuć ulgę, satysfakcję i spełnienie. Pierwszy album od dekady, dziecko nostalgii i retro zajawki, unikatowe brzmienie, podróż do czasów dzieciństwa i rzeczy, które mnie ukształtowały. Zamiast tego niedosyt zżerał mnie od środka. Najwyraźniej nie wyżyłem się do końca, skoro nadal było mi mało klimatów retro.

Przypomniałem sobie, że przecież istniała jeszcze jedna istotna część mojego dorastania, ważne formatywne doświadczenie. Chodziło o salony gier. Automaty arcade.

Pamiętam obwoźny salon gier w zielonym barakowozie koło ogródka jordanowskiego, inny na sanockim dworcu kolejowym. Uwielbiałem przepieprzać drobne na automaty, a kiedy kończyły się mońce, nadal przesiadywałem i patrzyłem, jak inni grają. Kto znał tajne ciosy w Street Fighterze czy fatality w Mortalu, był dla mnie kozakiem. Wpatrywałem się w ekrany z wypiekami na twarzy. Przypomnijmy, że w Polsce trwała jeszcze ośmiobitowa wojna Commodore 64 z Atari, nieśmiało przebijał się Pegasus, a Amiga, SNES czy Sega Megadrive to był luksus. A tutaj spoglądało na mnie niespotykane bogactwo kolorów, animacji, dźwięków. Technologiczna rewolucja. Przyszłość.

Automaty arcade – niczym brakujący kawałek z płyty. Co teraz? Album już wyszedł, konie wybiegły ze stajni. Trzeba było wyrzucić to z siebie w inny sposób.

Potrzeba biznesowa

Lata 2022 i 2023 to okres intensywnego jeżdżenia po kraju. Praktycznie co weekend rozstawiałem stoisko w innym mieście, na kolejnych targach, kolejnym konwencie. Stachanowski przerób pozwalał wyciągnąć wiele wniosków, np. taki, że nie miałem nic do zaproponowania młodszym czytelnikom.

„Smoczy szlak” i „Zjadacza skór” rekomenduję od piętnastu lat wzwyż, a „Kastrator” to już bezwzględne 18+. Tymczasem na konwentach, zwłaszcza mangowych, latała cała masa młodszych nastolatków. Niewykorzystany potencjał! Trzeba było czym prędzej schylić się po ich pieniądze, zasypać dziurę w mojej ofercie. Tylko jak?

Przede wszystkim dać sobie na wstrzymanie z mrokiem i hardkorem, nie mogę przecież deprawować dzieciaków :P

Musi to też być coś taniego, bo kieszonkowe to nie pensja rodzica. Poza tym trzeba nawiązać walkę z naklejkami, przypinkami, printami i innymi pierdołami, które też kuszą młodych, by wydawali na nie peeleny :P

A propos kieszonkowego, dobrze, by produkt mieścił się w kieszeni, był elastyczny i lekki.

Co za tym idzie, książka nie może być zbyt długa, by nie nadwyrężała cierpliwości przebodźcowanych dzieciaków, no i była odpowiednio tania w produkcji.

Na ile to możliwe, trzeba nawiązać do stylistyki mangowej, a bohaterami muszą być równolatkowie moich klientów.

Retrogamingowe Jumanji

Nie pamiętam, jak wpadłem na pomysł ożenienia wszystkich elementów: pewnie pod prysznicem albo na klopie, jak zwykle :P Stwierdziłem, że po co mam wyważać otwarte drzwi, skoro może zadziałać prosty koncept, przerabiany już w „Jumanji”, „Tronie”, „Ready: player one” i innych tytułach? Wystarczy tylko przenieść akcję do czasów mojego dzieciństwa i świata arcade!

„Początek lat 90-tych. Ekipa nastolatków odkrywa nawiedzony salon gier, gdzie tajemnicza postać... wciąga ich do automatu!
Teraz, rzucani z gry do gry, muszą walczyć o przetrwanie i jakoś się wydostać. Czy im się uda?”

Koncepcja wyrwania bohaterów z realnego świata i misja powrotu do niego to popularny w Japonii podgatunek fantasy: isekai (jap. „inny świat”) – miałem więc upragnione nawiązanie do dalekowschodniej kultury. W sukurs przyszedł mi też Rafał z digitalfire.pl: już w pierwszym drafcie okładki umieścił wewnątrz ekranu automatu zjawę, która przypominała wyglądem dziewczynkę z „Ringu”. BUM, kolejne japońskie nawiązanie – no i miałem antagonistkę! :D

Format

Pierwotnie chciałem pójść śladem Tomasza Siwca, który wydaje swoje opowiadania grozy w formacie kieszonkowym, co także nawiązuje do lat 90-tych i np. horrorów Amberu czy Phantom Press. Potem jednak wpadł mi do głowy inny pomysł.

A co, gdyby połączyć retrogamingową książkę z retrogamingową płytą?

BING! Oświeciło mnie :) Mogłem przecież wydrukować książkę w formacie takim samym jak płyta CD, po czym sprzedawać „Salon gier” i „8-Bit Rap” oddzielnie, ale także RAZEM, w kartonowej obwolucie, pod zgrabną nazwą „Retro pack”! Myk, od razu koncept sprzedażowy rozkminiony, nic tylko napisać, opracować i czesać konwentowe miliony :P

Z czasem pojawił się pewien szkopuł… komu ja w dzisiejszych czasach sprzedam CD??? :D Kompakty stały się artykułami kolekcjonerskimi, tak jak winyle. Stwierdziłem, że tłoczenie nakładu to mrożenie pieniędzy, więc skasowałem koncepcję cedeka i obwoluty w komplecie. Zamiast tego, na podstawie okładki płyty stworzyłem „pocztówki muzyczne” z kodami QR do albumu na serwisach streamingowych. Książka w tym samym formacie nadal fajnie się prezentuje w połączeniu z nimi, a całość jest przy tym dużo tańsza :)

Wyzwania pisarskie

Największy problem stanowiło wczucie się w umysły dwunastolatków (a zwłaszcza dwunastoletniej dziewczyny). Nie pamiętałem do końca w jaki sposób myślałem w tym wieku, obecnych dwunastolatków kompletnie nie znam, zresztą konsultowanie z nimi książki byłoby o tyle problematyczne, że są kompletnie inni od dwunastolatków z 1993 roku. To, co dla nas było normalne, dziś nie mieści się małolatom w głowach i odwrotnie. Inne problemy, inne podejście do świata, relacji z rówieśnikami i dorosłymi. Tak blisko, a tak daleko…

Pisząc, kierowałem się intuicją i wspomnieniami, przynajmniej na ile mi pozwalały. Książka wyszła, więc macie pełne prawo oceniać, czy stanąłem na wysokości zadania. Jednym z wielu plusów self-publishingu jest to, że mogę zebrać konstruktywny feedback i jeżeli zajdzie potrzeba, zmienić pewne sceny i dialogi, po czym wypuścić poprawione wydanie. Nic nie jest przecież wyryte w kamieniu.

Poza aspektem psychologii postaci, praca nad „Salonem gier” stanowiła czystą frajdę. Mogłem stworzyć własne wirtualne światy, inspirując się żelaznymi klasykami automatówek. Fani gier arcade mogą na dzień dobry dołożyć dwie gwiazdki do oceny: samo wyłapywanie smaczków da im masę zabawy.

Jak wyszło?

„Salon gier” ukazał się 29 września 2023 roku i póki co, sukces jest połowiczny. Okazuje się, że obecna młodzież ma wyjebane na gry arcade :P Nie dziwię się: dla nich „retro” to Playstation 3, a gdzie tam jakieś szesnastobitówki! :D Owszem, kupują książkę, ale mimo wszystko spodziewałem się cieplejszego przyjęcia.

Z drugiej strony moi równolatkowie, którzy pamiętają te czasy, wciągają książkę nosem, podobnie jak fani gier planszowych! Wyszło na to, że „Salon gier” stał się dla mnie przepustką bardziej na konwenty planszówkowe niż mangowe, hehe :P Taki ze mnie geniusz marketingu <facepalm> :D

Game on!

Zapraszam do świata gier arcade :) Jeżeli jesteście ciekawi jak udał się mój eksperyment, książkę „Salon gier” może przetestować i kupić TUTAJ.

Miłej zabawy! :)

Leszek Bigos ztj. Wkurzony Pisarz

Zobacz również

Kliknij w logo   >>>>>>>

Social media

Social media

Social media

Szukasz moich książek?

Kliknij w logo

Szukasz moich książek?

Kontakt

Kontakt

Kontakt

Imię i nazwisko
Twój e-mail:
Treść wiadomości:
WYŚLIJ
WYŚLIJ
Formularz został wysłany — dziękujemy.
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola!