Nakłady w Polsce są śmiesznie niskie: średni to 2435 sztuk, według raportu „Rynek książki w Polsce 2017”. W tej sytuacji, wydawnictwa mogą przetrwać jedynie wydając jak najwięcej książek. Niestety półki w księgarniach nie są z gumy. Prawdę mówiąc, półek jest coraz mniej, gdyż ich miejsce zajmują stoiska z papeterią, pluszakami i innymi cudami, które mają pomóc księgarniom zachować elastyczność i przetrwać.
W konsekwencji życie książki bardzo się skróciło: okres próbny trwa zaledwie kilka miesięcy. Jeżeli tytuł nie sprzeda się na satysfakcjonującym poziomie, jego miejsce zajmuje inny, a ten kończy w Leclercu w koszu z tanimi książkami, albo przemielony na papier toaletowy.
Wczuj się, drogi pisarzu. Twoje dziecko, nad którym pracowałeś tyle czasu, wystało swoje w kolejce do wydawców i przeszło długi proces wydawniczy po to, aby dostać kilkumiesięczne okienko. Termin ważności. Gdy nie spełni oczekiwań, staje się przeterminowanym produktem. Zgniłym bananem.
Skończyło się tzw. inwestowanie w pisarzy, czyli sukcesywne budowanie karier przez wydawców. Presja na bestseller jest zbyt duża: przełknięcie kilku zgniłych bananów w nadziei na zdrową kiść to w obecnych czasach hazard. Lepiej dać szansę komuś nowemu.
Teraz zadanie domowe: weź kilkanaście nazwisk pisarzy uchodzących za klasyków i popatrz na ich bibliografię na Wikipedii. Poszukaj tytułów, które zapisały się w pamięci, przetrwały próbę czasu, a potem policz ile książek wydali ogółem oraz ile książek wydali zanim ukazała się powieść, która zdefiniowała ich karierę, stała się bestsellerem. Często jest to nawet kilkanaście pozycji.
W dzisiejszych czasach takie „holowanie” kariery pisarza staje się nie do pomyślenia. Masz maksymalnie kilka prób, by trafić w dziesiątkę, przy czym już twój debiut musi dawać sobie bardzo dobrze radę. Kryteria tzw. „rokującego pisarza” bardzo się zaostrzyły.
Księgarnie stały się warzywniakami. Mało tego: stały się warzywniakami, które biorą towar od tych samych dostawców. Nie ma znaczenia czy pójdziesz do tej lub innej księgarni, oferta będzie niemal identyczna.
Sytuacja jest tak popierdolona, że aż chce się krzyczeć! KURWA MAĆ!!!!! Książki to nie banany!!!!!
Dobra książka potrzebuje czasu, by zadziałał marketing szeptany, by ludzie polecali ją sobie nawzajem. Sprzedaż nakręca się z czasem! A co mamy? Zbyt wiele książek, które zyskały kultowy status, a jedyny sposób, by je zdobyć, to zapłacić za nie kosmiczne pieniądze na Allegro, bo zniechęcony wolnym startem wydawca olał sprawę i wycofał je z księgarni, by zastąpić je kolejnym tytułem, a potem jeszcze kolejnym. Przemiał, przemiał, przemiał.
Z punktu widzenia wydawcy, jest to rozsądna strategia przetrwania: stawiać na nowości i różnorodność oferty, nie wkładać wszystkich jajek do jednego kosza. Niestety z punktu widzenia pisarza to katastrofa, bo aby budować reputację, aby rosło zainteresowanie i w końcu przyszła sprzedaż, książka musi pozostawać na rynku.
Pisarz, chcący zbudować karierę, myśli długoterminowo. Wydawca musi mieć zysk w raporcie kwartalnym i rzadko zapuszcza się w przód dalej niż 12 miesięcy. Interesy są tu sprzeczne.
Do niedawna, pisarze byli skazani na „bananizowanie się”: przepuszczanie swoich dzieł przez maszynkę, która zamienia ich książki w produkty jednorazowego użytku. Na szczęście czasy się zmieniły i jeżeli pisarz ma jaja, może własnoręcznie postarać się, by przyszłość jego dorobku artystycznego była trwała. Może potraktować swoje książki jako inwestycję długoterminową.
O tym za tydzień.
Leszek Bigos ztj. Wkurzony Pisarz
Zdjęcie: Spinach and Sprinkles