„Smoczy szlak: wejście” w serię fantasy

19 stycznia 2022

Czy czarny charakter może się sprawdzić jako protagonista serii fantasy? Przekonajmy się ;)

Skąd pomysł?

„Smoczy szlak: wejście” to moja trzecia powieść, druga ukończona i pierwsza wydana. Przy poprzednich dwóch popełniałem ten sam błąd: zbyt dużo postaci i wątków, im dalej w las tym bardziej fabuła grzęzła w błocie aż zupełnie się zamulała. Dlatego obie książki trafiły do kosza.

Drugą z tych skasowanych powieści była fantasy. Podobał mi się w niej lore, więc postanowiłem dać sobie w tym gatunku drugą szansę, pod jednym warunkiem: opowieść ma być prosta jak budowa cepa. Drużyna, quest, cel. Zwierzyniec ma być tradycyjny: ludzie, elfy, krasnoludy, trolle, all that jazz :) Lubię klasyczne tropy w fantasy i chciałem pobawić się nimi po swojemu.

No właśnie... „po swojemu” ;) Żeby nie było już tak całkiem po sznurku, to dałem sobie wyzwanie: obsadzić w roli protagonisty czarny charakter. I to nie żadnego farbowanego złego, tylko autentycznego skurwysyna, którego najchętniej sami byśmy zadźgali we śnie tępą łyżką. Powiedzmy, że chciałem się trochę podroczyć z czytelnikami ;)

Zmiany, zmiany, zmiany

Mieliście kiedyś taką sytuację, że siedzicie z kimś w knajpie, stawiacie mu browary i słuchacie jak gościu wam jedzie przez cztery godziny, a wy z nałożonym na twarz uśmiechem udajecie, że was szlag nie trafia? :D

No właśnie.

Mam wśród znajomych kilku profesjonalnych przypierdalaczy, popkulturowych krytykantów, prawdziwych „kryty-cunts” ;) Nie obraźcie się, czcigodni, piszę to z pełną sympatią :) Wasz cynizm i bezwzględność były mi wtedy naprawdę potrzebne.

Pierwszy draft „Smoczego szlaku” miał dwie fundamentalne wady. 

Przede wszystkim, aby zabieg z czarnym charakterem w roli głównej zadziałał, postaci drugoplanowe muszą być porządnie rozbudowane, a w pierwszym drafcie służyły za lustro dla głównego bohatera i za bardzo nie miały własnych motywacji ani inicjatywy. Czytelnicy muszą komuś kibicować, nie da się utrzymać ich uwagi samymi fajerwerkami i kozackimi scenami akcji. Skoro protagonista jest skurwysynem, to drugoplanowi muszą być na tyle ciekawi i sympatyczni, by odbiorcy czytali dalej WBREW głównemu bohaterowi. 

Trzeba więc było sporo dopisać.

Drugi poważny zarzut to niejasność dla jakieś grupy wiekowej ta książka właściwie była. „Kastrator”, mój thriller psychologiczny, był już w fazie zaawansowanego wymyślania i mam wrażenie, że przez osmozę sporo tamtego klimatu przeniknęło do fantasy. W pierwszym drafcie „Smoczego szlaku” znalazło się kilka naprawdę hardkorowych scen. Z drugiej strony nie brakuje w nim infantylnych pierdo-żartów, fizjologicznego humoru rodem ze szkolnej ławki. Na coś się musiałem zdecydować, a umówmy się, fizjologiczny humor musiał zostać, helooł? :P Jakieś priorytety w twórczości muszą być ;)

Trzeba więc było sporo wywalić.

Dostałem też całą masę uwag dotyczących poszczególnych scen, wyglądu postaci, wewnętrznej logiki świata, wahań dramaturgii, infodumpów. Oberwało się nawet imionom i nazwom krain!

Trzeba więc było sporo pozmieniać.

Podsumowanie

Dość powiedzieć, że „Smoczy szlak” jest najbardziej przerobionym tekstem w moim życiu. Pierwszy draft i ostateczny kształt to właściwie dwie różne książki.

I bardzo dobrze. Cieszę się, że udało się tę powieść uratować. Nie będę tu palił Jana, że popełniłem epokowe dzieło na miarę Martina czy Sapkowskiego. Ale śmiem twierdzić, że „Smoczy szlak: wejście” to bardzo fajna, mroczna, acz bezpretensjonalnie rozrywkowa rąbanka z potencjałem na zajebistą serię.

Jeśli ciekawi Was jak mi wyszło, zapraszam TUTAJ.

Pozdrawiam! :D

Leszek Bigos ztj. Wkurzony Pisarz

Zobacz również

Kliknij w logo   >>>>>>>

Social media

Social media

Social media

Szukasz moich książek?

Kliknij w logo

Szukasz moich książek?

Kontakt

Kontakt

Kontakt

Imię i nazwisko
Twój e-mail:
Treść wiadomości:
WYŚLIJ
WYŚLIJ
Formularz został wysłany — dziękujemy.
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola!