Wydawanie książek samemu się opłaca, także w Polsce!
Michał Szafrański, autor bloga „Jak oszczędzać pieniądze” wydał własnym sumptem poradnik „Finansowy Ninja” i, mówiąc krótko i dosadnie, rozpierdolił system. Jeszcze przed premierą książki, z samej przedsprzedaży, zarobił niemal pół miliona złotych „na czysto”! Teraz Was zainteresowałem? 😀
Aktualizacja: w 14 miesięcy po oficjalnej premierze książki, dochód na czysto wynosi grubo ponad dwa miliony złotych.
Zapoznajcie się z poniższymi linkami: są mega pouczające.
1,65 mln zł w 5 miesięcy, czyli self-publishing krok po kroku. Case study #FinNinja – część 1
Poniższe linki są starsze: pochodzą sprzed premiery książki, natomiast poza kwotami, wszystko się zgadza.
437 tys. zł przychodu z książki „Finansowy ninja” tylko w lipcu, czyli self-publishing miażdży
Podcast „Pisanie i wydawanie książki od kulis: narzędzia, dostawcy, druk, sprzedaż i koszty”
Wywiad z Michałem Szafrańskim o self publishingu
Kolejny wywiad – tym razem video
Przykład Szafrańskiego jest, mimo wszystko, dosyć specyficzny, więc w następnych tygodniach spróbujemy przełożyć go na realia pisarza fikcji literackiej. Tym bardziej polecam zapoznać się z powyższymi materiałami, gdyż przydadzą się jako materiał bazowy do analizy.
Indie publishing to przyszłość, chłop wlał w moje serce wielki gar optymizmu 😀 Dał nam przykład Michał Szafrański, jak zwyciężać mamy! 😀
BENG! 😀
Leszek Bigos ztj. Wkurzony Pisarz
Zdjęcie: www.jakoszczedzacpieniadze.pl
Szafrański nie jest żadnym przykładem, niestety. W całej polskiej historii sp chyba tylko dwa razy się zdarzyło, że tak wydana książka sprzedała się w nakładzie bestsellerowym, czyli powyżej dziesięciu tysięcy. Natomiast średnia oscyluje wokół 200 egzemplarzy, podczas kiedy przy wydaniu papierowym jest to coś około 2800. A książek lądujących w bestsellerach jest sporo.
Różnicę chyba widać?
Szafrański to genialny przykład. Nie chodzi o tematykę jego książki, ale o schemat działania. Koleś zbudował wokół siebie tak liczną społeczność, że gdy w końcu napisał książkę, to sama się sprzedała. Nie widzę powodu, dla którego pisarz nie miałby analogicznie budować społeczności wokół własnej twórczości. A jak? To już zagadka warta Nobla. Tyle, że w przeciwieństwie do chyba wszystkich uważam, że to, iż nikt tego w Polsce jeszcze nie zrobił, nie jest argumentem, że się nie da. Trzeba po prostu ruszyć głową i wpaść na pomysł na siebie.
Średnia sprzedaż w self publishingu to 200 sztuk? A czy ktoś był na tyle uparty, by pisać dalej, czy położył nos na kwintę i stwierdził, że się nie da? Też bym chciał mieć pierwszą książkę-bestseller, ale takie podejście jest mega naiwne.
A tak serio? Gdybym wydał pierwszą książkę samemu i bez żadnej promocji sprzedał 200 sztuk, to wcale bym nie kręcił nosem. Bo jeżeli jest dobra, to drugiej mógłbym sprzedać 400, trzeciej 600, a czwartej 1000, a jednocześnie pompować sprzedaż poprzednich książek. Na tym polega różnica: tradycyjnie wydawany pisarz musi sprzedać dużo i szybko inaczej kończy w koszu w Leclercu. Indyk się nie spieszy, tylko cierpliwie dokłada kolejne książki, aż kula śniegowa zacznie się kręcić sama. O myśleniu długoterminowym będzie post, mam już napisany, wyjdzie w grudniu, więc proszę o cierpliwość 🙂